W pierwszy weekend kwietnia odbyły się w Londynie międzynarodowe rozgrywki w grach Pokémon. Do tej pory była to jedna z największych tego typu imprez na świecie, przebijając pod względem uczestników i staffu zeszłoroczne Worldsy w Yokohamie. Pierwszego dnia, w dywizji TCG Masters, brało udział około dwa tysiące siedmiuset graczy, co pokazuje ogrom tej imprezy oraz ilość pracy, jaką musiał włożyć w nią staff. Nie przedłużając – chciałabym Wam opowiedzieć o tej przygodzie, którą miałam okazję przeżyć.

Zacznijmy od początku. 31 stycznia dostałam wiadomość od jednego z głównych organizatorów, iż chcą mnie powitać w drużynie. Nawet nie wiecie jak tamtego dnia się ucieszyłam, ponieważ przez brak doświadczenia, nie myślałam, że mi się uda. Warto wspomnieć, że aby dostać się na jakiekolwiek regionalne, międzynarodowe czy też światowe rozgrywki trzeba mieć zdany egzamin wstępny na sędziego w grach TCG czy VGC, bądź też mieć uprawnienia organizatora, które są dostępne na stronie Pokémon. Im większa impreza, tym bardziej cenione jest doświadczenie, którego ja nie miałam ani grama! Dlatego kiedy dowiedziałam się, że jadę, radość którą czułam, była pomieszana wraz z jeszcze większym zdziwieniem, że chcą kogoś takiego jak ja. Przez kolejne dwa  miesiące wszyscy dostawaliśmy wiadomości organizacyjne. Nie musieliśmy martwić się o takie rzeczy jak hotel bądź przelot, ponieważ to wszystko było zapewnione przez organizatora. Nic nie trzeba było dokładać z własnej kieszeni. Podczas weekendu mieliśmy zapewniony również lunch jak i kolację.

Wylot do Londynu miałam zaplanowany na środę. Po godzinie siódmej wzbiłam się w powietrze niczym Charizard, by po godzinie dziewiątej wylądować na lotnisku Heathrow. W ten dzień musieliśmy jedynie zameldować się w ExCeL-u po odbiór przepustek, więc razem z Aquą, którą poznałam prędzej na lotnisku oraz Bulbim, ruszyliśmy przysłowiowo na miasto, by trochę pozwiedzać. Pogoda na to pozwalała, więc czemu nie? Zaliczyliśmy kilka ciekawych punktów, poszliśmy na małe zakupy, zgłosiliśmy się po przepustki, a reszta dnia została spędzona w hotelu, gdzie trzeba było po prostu odespać swoje. W czwartek troszkę planów mieliśmy. Przed południem osoby, które się zarejestrowały, poszły na pokemonowe seminaria (nie zdążyłam się zarejestrować :< ). Sama w tym czasie udałam się po odbiór merchu, jak i mojej „zapłaty” w postaci booster boxów, od których dźwigania myślałam, że ręka mi odpadnie. Po zaniesieniu tych dobroci do hotelu przyszła pora na coś, co miśki lubią najbardziej, czyli zakupy w Pokémon Center, które nie jest ogólnie dostępne w Europie, gdzie na wstępie przywitał nas wielki Pikachu!  Jako staff mieliśmy osobne wejścia w wydzielonych dla nas godzinach. Miałam kilka rzeczy, które chciałam kupić, jednak z dużej listy dorwałam jedynie koszulki z Wooloo i Pikachu. Obkupiona głównie w maskotki, koszulki na karty i limitowaną matę wyszłam z PokéCenter lekko zawiedziona. Nie zrozumcie mnie źle – było z czego wybierać, jednak jak na taką imprezę myślałam, że się lepiej zaopatrzą. No i wspomnieć muszę o ogromnej kolejce ( trzydzieści minut z życia wyjęte). Pod wieczór mieliśmy główne spotkanie z ekipą odnośnie BHP i kilku rzeczy organizacyjnych. Spotkałam również osoby, z którymi dane mi było stanie na Prize Wallu, bo to tam zostałam przydzielona podczas rekrutacji. Ze spotkań wróciliśmy do hotelu, gdzie trzeba było się ogarnąć i iść spać, bo o szóstej czekała nas pobudka.

Piątek był moim pierwszym jak i najspokojniejszym dniem na Prize Wallu. Wiedzcie, że PW jest miejscem, gdzie można wymieniać punkty zdobyte na pobocznych eventach, na różne nagrody. Do południa nie było żadnych eventów, więc głównie przychodziły do nas osoby, które chciały zobaczyć co ciekawego mamy do wyboru, a przyznam szczerze – było na czym zawiesić oko. Jednak (kolejny mały zawód) miałam wrażenie, że jak w PokéCenter, wybór mógłby być większy. Furorę robiły maskotki z serii Sitting Cuties, które były bardzo urocze. Me serce zostało jednak skradzione przez Slowpoke’a. Był też duży wybór kart, z gier jednak mieliśmy tylko trzy pozycje + dodatkowo film Detektyw Pikachu. Cały dzień minął bardzo szybko. Zdążyłam również pobyć trochę na pobocznych eventach VGC z racji dużego zainteresowania, a zbyt małej ilości ludzi do ich prowadzenia. Udało mi się zrobić zdjęcie z Mimikyu oraz Rosemary – casterką, którą oglądam już od kilku ładnych lat.  Widziałam również wielu innych cosplayerów, z którymi niestety nie udało mi się porobić zdjęć, nad czym trochę ubolewam. Razem z Karoliną pozwiedzałyśmy również Strefę Fanów, gdzie widziałyśmy Ogerpona wraz z wieloma innymi Pokémonami, pochowanymi w różnych zakątkach. W tej strefie mogliście spróbować swoich sił w łowieniu Tatsugiri, łapaniu Pokémonów oraz rzucaniu do nich obręczą. Mi udało się znaleźć mega uroczą maskotkę Sobbla, której ostatecznie nie kupiłam.

Sobota miała być najcięższym dniem z tego co słyszałam od ludzi, którzy byli na poprzednich tego typu imprezach, jednak jeśli mam być z Wami szczera – nie była taka zła. Od samego rana byłam przygotowana na prawdziwy pogrom, ponieważ większość graczy TCG z dywizji Mastersów, którzy zrezygnowali z dalszego grania wraz z ludźmi którzy mieli przepustkę obserwatora, poszli próbować swoich sił w eventach, by zdobyć jak najwięcej punktów. Dużo ludzi przewinęło się przez Prize Wall by odebrać nagrody. Miałam przyjemność poznać również bardzo dużo ludzi z Polski, co było dla mnie bardzo przyjemną niespodzianką. Udało mi się również na chwilkę wyrwać z tego szaleństwa, by móc iść do stoiska, gdzie bardzo miłe dziewczyny robiły malunki na twarzy. Do wyboru były jedynie trzy pierwsze startery, jednak każdy malunek był inny, przez co był wyjątkowy, a na sam koniec dnia bardzo trudno było mi go zmyć (dlatego, że był taki ładny, farbki zmywały się bardzo łatwo). Tego dnia również miałam szansę ponownie pomóc w eventach, jednak już nie w VGC. Rejestrowałam graczy a później wraz z innymi sędziami prowadziłam ludzi, do odpowiednich miejsc. Następnie musiałam wytłumaczyć zasady dla graczy, którzy nigdy nie mieli styczności z nimi. Podczas przerwy na lunch poszłam również popatrzeć na karty na sprzedaż,  i tak do mojej kolekcji zawitał Adaman oraz Dedenne, na które polowałam od dłuższego czasu.

Niedziela okazała się być nie małym wyzwaniem. Zaczęliśmy dzień od zdjęcia całej ekipy, by później móc wrócić na swoje stanowiska i skupić się na pracy, która na nas czekała. W ten dzień na Prize Wallu zameldowało się najwięcej ludzi, ponieważ duża część postanowiła sobie pofarmić punkty przez cały weekend, by móc na koniec je wymienić. Obok nas rozłożyło się również stanowisko, na którym można było odbierać nagrody za osiągnięcie wysokich miejsc w głównych zmaganiach. Widziałam na żywo wielu graczy, którym do tej pory mogłam jedynie kibicować z domu przed telewizorem. Nagrody rzeczowe jednak były o wiele mniejsze od tego, co my jako staff, dostaliśmy. W pewnym momencie liderka musiała stanąć jako ochroniarz na bramkach, ponieważ wielu graczy po prostu przemykało pomiędzy specjalnie ustawionymi barierkami, by jak najszybciej móc odebrać nagrody. W zaledwie kilka godzin poschodziły najlepsze fanty. Ogromnie podziwiałam osoby, którym udało się nazbierać wystarczającą ilość punktów, na booster boxa ze starszych dodatków. Weźmy sobie na przykład booster box z dodatku Team Up, który kosztował 3600 punktów (dla porównania powiem, że w niektórych eventach można było zgarnąć tylko 10 punktów, a opłata za udział nie była taka mała). Gdy po siedemnastej graczy zostało bardzo mało, ruszyliśmy z ekipą pomóc trochę posprzątać salę, w międzyczasie zerkając również na ekrany gdzie leciała końcówka finału VGC. Po tym wszystkim udaliśmy się do hotelu, aby wziąć prysznic i przebrać się, bo czekało nas afterparty! Jedzonko było bardzo dobre, mieliśmy do wyboru nachosy  bądź hot doga, do tego pyszne pączusie oraz duży wybór napoi. W międzyczasie odwiedził nas również sam Kapitan Pikachu z którym można było zrobić sobie zdjęcie po wcześniejszym odśpiewaniu pierwszego openingu Pokémon. Komu było mało śpiewania mógł również zejść piętro niżej by móc zaprezentować swój głos podczas karaoke, na którym działo się bardzo dużo.

I tym sposobem dotarliśmy do końca EUIC 2024. W poniedziałek po godzinie dziesiątej wsiadłam w samolot powrotny do Polski, by móc wrócić do rodziny, a w głowie wspominać to co się działo przez te kilka dni.

A teraz krótko o tym, co jako staff można było dostać, bo to pewnie też może niektórych z Was ciekawić. Ja jako osoba siedząca na Prize Wallu dostałam dwie maty (jedną dla uczestnika, drugą dla ekipy), koszulki na karty, pudełko na talię, przypinkę, czapkę, cztery karty promo, trzy koszulki staffowe, oraz siedem booster boxów z najnowszego dodatku. Jeżeli chodzi o booster boxy tutaj ilość wahała się od tego, kto miał jaką pozycję, bo niektórzy dostawali ich więcej. Dodatkowo kilka dni później na konto zawitało małe wynagrodzenie w wysokości 150€. Moim zdaniem to bardzo dużo, patrząc na to, że loty oraz zakwaterowanie mieliśmy za darmo, jak z resztą pisałam powyżej.

Jako osoba, która pierwszy raz brała udział w evencie na taką skalę muszę powiedzieć, że było warto. Mimo ogromnego stresu, który zjadał mnie od marca aż do piątku, gdy EUIC się zaczęło, powoli przełamywałam się i zaczęłam czerpać ogromną przyjemność z tego, że było mi dane być częścią czegoś tak wielkiego. Poznałam wiele wspaniałych osób ( pozdrowienia dla Aquy, Bulbiego, Karsa, Maverixxa, Chapiego oraz reszty ekipy z Prize Walla aka Bober Crew, wraz z sędziami) jak i doznałam wielu pozytywnych emocji. Ludzie byli dla mnie bardzo mili i pomocni, odpowiadali na każde  pytanie jakie miałam. Jeżeli chcielibyście czegoś takiego sami doświadczyć, nie czekajcie – aplikujcie na stanowisko profesora i bierzcie udział w rekrutacjach na kolejne tego typu imprezy, bo naprawdę jest warto.

Jeśli ktoś ma jakieś pytania – zadawajcie je, a ja z miłą chęcią na nie odpowiem ^^

Do napisania, White.